Sierpień 2012 – nasze miejsce na ziemi.
Opowieść ma swój początek wiosną 2012 roku. Każdego popołudnia po pracy jeździliśmy z mężem i niespełna 6-letnim synkiem po okolicach naszego miasta w poszukiwaniu działki budowlanej.
Pewnie, przeglądałam ogłoszenia, ale we wszystkich był haczyk. A to działka wąska, a to na odludziu albo za blisko słupów wysokiego napięcia. A przecież szukaliśmy wyjątkowego miejsca na całe życie! W lokalnym tygodniku znalazłam kilka interesujących ogłoszeń. Umówiliśmy się na oglądanie wybranych wstępnie działek. Pierwsza była w mieście, na ładnym osiedlu. Wjechaliśmy drogą, której nie było w pole, gdzie już czekali właściciele. Pan zaczął roztaczać wizję, jak to pięknie tu będzie, jaki potencjał. Może, ale na pewno nie w najbliższym dziesięcioleciu. Działka była duża, ładna, ale droga gdzieś tam dopiero w budżecie albo i nie. Cena nieadekwatna do sytuacji. Po rozmowie z właścicielką kawałka pola, dowiedziałam się, że sprzedają, bo ….. chcą się budować, ale tu się nie da! Nie było o czym myśleć. Też się chcieliśmy budować i to w tej dekadzie! Po wymianie serdeczności ze sprzedającymi czegoś, co nie było działką budowlaną, wykonałam szybki telefon do pana, który miał pole kilka kilometrów dalej. Tutaj sytuacja była o tyle lepsza, że cena nie była z kosmosu, ale mediów też nie było i nie ma do tej pory. Już byliśmy zdecydowani, bo pan zapewniał, że najpóźniej we wrześniu wszystko będzie. Mieliśmy jednak przeczucie, że to nie to. Znalazłam w internecie ogłoszenie o sprzedaży działki w okolicy, która najbardziej przypadła nam do gustu. Umówiłam się na spotkanie. Na sprzedaż było 10 arów 20 x 50 m. Wąsko, ale i tak nam się podobało. Tyle, że cena zaporowa. Pani tłumaczyła, że może córka będzie chciała, że właściwie to jej nie zależy na sprzedaży i nic nie obniży. Byliśmy się z myślami jeszcze kilka dni i postanowiliśmy szukać dalej. Tym razem poszliśmy do biura nieruchomości. Powiedzieliśmy o naszych oczekiwaniach. Obejrzeliśmy kilka działek. Jedna była w naszej ulubionej okolicy. Niestety widok psuły słupy wysokiego napięcia. Tego samego dnia pojechaliśmy w to miejsce bez agentek nieruchomości. Wjechaliśmy w uliczkę po przeciwnej stronie i znaleźliśmy nasz ideał! A właściwie to całe pole z ogłoszeniem „działki na sprzedaż”. Zadzwoniliśmy pod podany numer i prawie natychmiast pojawił się właściciel. Cena w porządku, widok ładny, żadnych słupów. Niestety, wtedy było upalnie, więc nie wiedzieliśmy, że okolica zmienia się w bagno po większych opadach. 2 tygodnie przed urodzeniem naszej drugiej pociechy, mieliśmy zaklepaną naszą idealną działkę. Miesiąc później była już oficjalnie nasza! Już wtedy wiedziałam, że niezależnie od tego jaki dom stanie na naszej działce, będę chciała uwiecznić nasze wspomnienia w dzienniku budowy.
Maj 2013 – zamawiamy projekt i działamy.
Po zakupie działki, między karmieniem a przewijaniem młodszego potomka, przeglądałam internet i wszelkie katalogi, jakie wpadły mi w ręce, w poszukiwaniu projektu. Uznałam, że skoro jest tak ogromny wybór gotowych, to na pewno znajdę coś odpowiedniego. Wymagania miałam sprecyzowane: pełne piętro, żadnych skosów, garaż na 2 auta i ciekawa architektura. Podczas przeglądania blogów i forum budowlanego, zwróciłam uwagę na Kasjopeę Mg Projekt. Znalazłam na stronie pracowni wersję idealną dla nas.
Po konsultacji z mężem, zamówiłam projekt. Mąż znalazł geodetę, który narysował mapki działki. Polecił też panią architekt. Pojechaliśmy do niej projektem, dowiedzieliśmy się, że nie będzie łatwo na tej działce postawić taki dom, że załatwianie pozwoleń potrwa długo i sami musimy za wszystkim chodzić. Nie do końca tego się spodziewałam za 2 tysiące, ale postanowiłam szybko zacząć działać. Pojechaliśmy do gminy z pytaniem od czego zacząć, żeby zbudować dom. Usłyszeliśmy, że najpierw trzeba kupić działkę. No tak, w życiu by nam to do głowy nie przyszło. Następnym etapem była gazownia. Po krótkiej rozmowie, okazało się, że pani zajmująca się sprawami przyłączy, mieszka na sąsiedniej ulicy. Ponarzekałam na panią architekt i dostałam numer do innej, która podobno przyspiesza formalności i jest świetna. Zabrałam papiery od poprzedniej i poszłam do nowej. Faktycznie, wszystko przyspieszyło. Pani architekt zajęła się naszym projektem i poleciła znalezienie ekipy, bo pozwolenie na budowę dostaniemy w czerwcu. Nasz znajomy murarz, wyraził chęć budowania naszego domu, jednak ostudził nasz zapał mówiąc, że jeśli dostaniemy pozwolenie pod koniec lipca, to i tak będzie szybko. 18 czerwca zadzwoniłam, żeby przyjechał jutro, bo budujemy!
Budowę czas zacząć!
19 czerwca 2013 – początek wielkiej przygody.
Tego dnia ekipa murarska z pewną dozą nieufności, przygotowywała teren pod budowę. Dojechali także geodeci, którzy wytyczyli domek nasz i przy okazji sąsiadów, żeby dwa razy nie jeździć. Punktualnie o 10-tej, przyjechała pani architekt z wymarzonym pozwoleniem. Ja pojechałam załatwiać drewno na szalunki, murarz zorganizował stal i ruszyliśmy!
Dostałam od murarza namiar na hurtownię materiałów budowlanych w Orchowie, bo skoro budujemy, dobrze by było mieć z czego. Obdzwoniłam kilka składów w okolicy, zapytałam o ceny interesujących mnie materiałów i tak przygotowana pojechałam na spotkanie. W BK Business dostałam najniższą cenę, ale i tak przy każdych następnych zakupach porównywałam ją z innymi źródłami. Na szczęście do końca budowy nie zawiodłam się i nie przepłaciłam.
Następnego dnia przyjechał pan koparkowy i zrobił nam coś na kształt basenu.
Zaczęło się szalowanie, a później pierwsze zalewanie betonem. Niestety, pogoda przestała nas rozpieszczać. Lało tak, że bałam się wjechać w naszą uliczkę. Za to nie bali się górale, którzy przyjechali z garażem blaszanym, niezbędnym na każdej budowie. Dojechał także piasek oraz bloczki i panowie mogli działać dalej z fundamentem.
A ja musiałam poszukać gruzu, żeby dało się zaparkować, jak już komuś uda się dojechać do naszej budowy. Przy okazji załatwiłam żwir, który został wysypany na moje ulubione maki, a później pod fundament. Następnie trzeba było się zorientować w temacie niezbyt drogiej pospółki. Znalazłam u pana, który miał siedzibę w środku lasu, ale przynajmniej tanio było. Chociaż i tak uważam, że kruszywa nie powinny tyle kosztować.
Jako, że nasza działka położona była zdecydowanie niżej niż droga, musiałam zorganizować ziemię. Jak się okazało, po sąsiedzku mieści się duża firma, w której spotkaliśmy się z ogromną życzliwością. Wokół fundamentów, w błyskawicznym tempie, przybywało ziemi. Przyjechało kilkanaście dużych wywrotek. Nie zapłaciliśmy za to ani grosza, bo właściciel firmy stwierdził, że sąsiadom trzeba pomóc. Ot, tak po prostu! Przysłał jeszcze pracownika, żeby koparko – ładowarką rozplantował nam ziemię. Dzięki temu można było zasypać fundamenty, ułożyć kanalizację i zalać betonem.
Tym sposobem, na przełomie lipca i sierpnia wyszliśmy z ziemi na dobre i uzyskaliśmy upragniony stan zero.
Od murów do dachu.
Sierpień 2013 – niech się mury pną do góry!
Cegły miały przyjechać tydzień później, ale centrum budowlane zaskoczyło mnie pozytywnie i w pierwszych dniach sierpnia miałam je już na budowie. Następnego dnia powstawały już pierwsze ściany parteru. Od tej pory, każdego dnia zastawałam inny obrazek.
Zrobiliśmy przerwę na długi weekend sierpniowy, za to pod koniec miesiąca prace ruszyły z kopyta. Trzeba było zorientować się w temacie cen stropu terriva. Porównując wyceny, znowu padło na moje stałe źródło. Na początku września najważniejsze materiały na strop były już na budowie, a w połowie miesiąca nawet na swoim miejscu.
Patrząc na gotowy parter, nie mogłam się nadziwić jak skomplikowany jest projekt Kasjopea 3. Zastanawialiśmy się z mężem czy robić ściankę między kuchnią i jadalnią, ale słup, który zostaje widoczny przy rezygnacji z niej, jakoś mnie ujął i uparłam się, żeby zostawić tak jak jest. Teraz, kiedy planuję wykończenie domu, chcę go obłożyć biała cegiełką gipsową albo czymś w ten deseń. Można było zrezygnować także ze słupa przy schodach, zabudowując je, ale dla mnie schody muszą być widoczne z salonu, więc mamy dwa słupy na parterze.
Jak zniknął las stempli podtrzymujących strop, miałam okazję przyjrzeć się jak wygląda najbardziej reprezentacyjna ściana salonu. Przyznaję, że to jest najsłabszy punkt tego projektu. Jest tam przewidziany kominek, obok niego drzwi do gabinetu (mniej więcej wypadają na środek ściany) oraz telewizor. Przez dużą ilość przeszkleń i ten nieszczęsny gabinet, salon jest nieustawny i trudny do urządzenia. Patrząc jednak z drugiej strony, dodatkowy pokój na parterze jest niezbędny. Przewiduję tam kanapę dla gości i regał z książkami na całą ścianę. W salonie nie będzie miejsca na biblioteczkę. Zupełnie inną kwestią jest fakt, że okno w gabinecie jest jednym z moich ulubionych w całym domu.
W drugiej połowie września, murarze zaczęli stawiać ściany piętra i dom zmienił się totalnie. Był zupełnie inny niż pozostałe na naszej ulicy. A tych w międzyczasie wyrosło kilka.
Na początku października zostały zalane wieńce.
Sprzedałam większość stempli i czekaliśmy z niecierpliwością na ekipę od więźby.
W połowie listopada wszedł cieśla ze swoja ekipą, a na początku grudnia dach doczekał się deskowania i papy.
I tak zaczęła się 10- miesięczna przerwa na budowie.
Budowa zakończona – czyli zmagania na ostatniej prostej.
Październik 2014 – ruszamy ponownie!
Miesiące dłużyły się w nieskończoność, ale taki był plan. Wiosną zbieraliśmy wyceny okien i bramy garażowej do naszej Kasjopei. W lipcu wybraliśmy okna, ale okazało się, że wracamy do punktu wyjścia. Pan, który robił wycenę miał problem z liczeniem i zamiast 21 sztuk, wycenił 17!Cena więc wzrosła o jedyne 5 tysięcy zł. Zaczęliśmy więc szukać w innych firmach. Lipiec nie był do końca stracony, bo umówiliśmy się z dekarzem. Wolny termin miał dopiero w drugiej połowie listopada, ale nie chciałam nikogo innego, a poza tym i tak nie przewidywaliśmy podejmować żadnych prac przed jesienią. Starałam się uzbroić w cierpliwość i od września kompletować materiały. Wtedy też po raz drugi zbierałam wyceny okien. Daliśmy szansę firmie, która poległa na liczeniu w lipcu. Ich cena różniła się od pozostałych o prawie 10 tysięcy. Gdybym wiedziała ile nerwów będzie mnie to kosztowało, wolałabym chyba zapłacić więcej. No, ale było, minęło.
W kwestii kominów, zdecydowaliśmy się na klinkier. Struktonit zupełnie nie pasował do mojej koncepcji, a tynkowany komin wcale mi się nie podobał. Klinkier będzie na słupie tarasowym i na ogrodzeniu. Pod koniec października się doczekałam i antracytowe cegiełki wylądowały na kominach.
Wkroczyła ekipa od okien i zaczął się koszmar. Problemy matematyczne szefa zdawały się nie mieć końca. Zamówił okna według wymiarów z projektu, nie mierząc ich na budowie!W efekcie trzeba było domurować ściany. Po zamontowaniu balkonów na piętrze, okazało się, że nie mam miejsca na podłogę. Konieczne było podniesienie wielkich okien do góry. Emocjonujący to był czas. Od euforii, jak pięknie wygląda dom na tym etapie, do wściekłości, bezsilności i rozpaczy .
Dachówka jaką wybraliśmy idealnie pasuje do naszego domu.
Ciąg dalszy nastąpił – ocieplanie.
Ocieplenie skończone!
Tak wygląda dom po zagruntowaniu:
Bardzo ładny projekt. Moim zdaniem połączenie jasnej elewacji i czerwonej dachówki wygląda obłędnie. Jeśli się nie mylę to do wykończenia całości zostanie użyta boazeria. Przyznam, ze pierwszy raz podoba mi się połączenie domu i garażu. Nie wiem czy pozwoli na to budżet ale z tyłu zrobiłbym drewnianą werandę.
W tym przypadku, elewacja będzie zupełnie inna – nowoczesna. Wskazuje na to dachówka, widoczna w kolejnym wpisie. Do wykończenia nie używa się boazerii(ogólnie rzadko się jej używa teraz), tylko panele drewniane elewacyjne (rodeo). Drewnianej werandy nie będzie. Będzie za to drewniany taras :)
Cieszę się, że projekt się podoba :) Zapraszam do śledzenia dalszych wpisów.
Witam serdecznie
Czy można by było zobaczyć ten piękny do „na żywo”?
Podaję email marcin.sabaj@onet.eu
Bardzo ładny projekt. Moim zdaniem połączenie jasnej elewacji i czerwonej dachówki wygląda obłędnie. Jeśli się nie mylę to do wykończenia całości zostanie użyta boazeria. Przyznam, ze pierwszy raz podoba mi się połączenie domu i garażu. Nie wiem czy pozwoli na to budżet ale z tyłu zrobiłbym drewnianą werandę.
Witam! Mam mozliwosc kupna takiego domu w stanie surowym otwartym i zastanawia mnie czy pamieta Pani moze ile pieniedzy wchlonelo doprowadzenie ze stanu surowego otwartego do deweloperskiego? Wiadomo, ze te wyliczenia wynikajace z projektu nijak maja sie do rzeczywistosci, wiec przydatna bylaby mi realna suma od kogos to juz go budowal:-)
Pani Izo, jeśli faktycznie interesuje Panią ten projekt, odpowiem na pytania. Zapraszam do kontaktu mailowego ewelina@pabianice.net
Jak nazywa się ta dachówka czarna płaska? Super wygląda